Dylemat moralny – czyli nie będę wege

Kocham zwierzęta. Uwielbiam wszystko co łazi, biega, skacze, pływa i fruwa. Oprócz robali. Parafrazując W. Allena, jestem światowej sławy robakofobem. I jem mięso. Nie jestem z tego dumna, ale też nie wpędzam się w paranoję poczucia winy. Łańcuch pokarmowy istnieje w przyrodzie od zawsze. Dlatego nigdy nie zaakceptuję zabijania zwierząt na futra, dla rozrywki, z bezmyślności, głupoty czy okrucieństwa. Ale jeść trzeba. Próbowałam nie jeść mięsa - wytrzymałam prawie pół roku. Nie było łatwo, a kiedy przyszły pierwsze mrozy organizm po prostu zaczął domagać się mięsa. A ponieważ ze względów zdrowotnych muszę ograniczyć węglowodany i odpada częste spożywanie wszelkich produktów mącznych, najprostszej alternatywy dla produktów mięsnych, możliwości mi się zawęziły. Poza tym, ja po prostu uwielbiam ser, masło, śmietanę, jaja we wszystkich postaciach. Dobry stek, albo domowe mielone. Ale robię, ile mogę. Wędliny kupuję sporadycznie i bardzo małych ilościach. Mięso jem raz, dwa razy w tygodniu. Jaja kupuję wyłącznie "0", a najchętniej jeśli mam okazję, z zaufanego źródła na wsi. Zaczęłam jadać kotlety sojowe i dużo cieciorki. Zupy gotuję na wywarach warzywnych. Staram się częściej jeść ryby, za którymi średnio przepadam. Ale nie będę wege.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.