Ponieważ pogoda coraz bardziej taka sobie, uznałam, że nie ma już co zwlekać i odwlekać, bo takie kunktatorstwo źle się skończy 🙂 Pożyczyłam od sąsiadki wózeczek i na nieocenionym przedbazarku - czyli u inicjatywy prywatnej stojącej kawałek przed bazarkiem, zaopatrzyłam się w 10 kilogramów pomidorów dwóch rodzajów, kilka sporych cebul, główkę czosnku, na bazarku dołożyłam do tego dwa spore krzaki bazylii - drobnolistną i czerwoną - i tylko dzięki wózeczkowi dotachałam to do domu 🙂 Przy okazji oczywiście wizyta u przemiłej polsko-syryjskiej pary prowadzącej malutki sklepik z serami i przyprawami arabskimi, pogawędka z panem od chleba (te wielkie, chrupiące bochny są pieczone w przedwojennym ceglanym piecu, z którego korzysta już trzecie pokolenie piekarzy), szybkie zakupy w sklepiku z wędlinami - suche kiełbaski, ach.... Naprawdę, co mi strzeliło do głowy, żeby tu nie przychodzić przez tyle lat, to ja nie wiem. Głupszym pomysłem była tylko rezygnacja ze zmywarki, ale to inna historia.

Ale ad rem, czyli wracamy do pomidorów.

W ubiegłym roku przecier udał się wybornie, więc wykorzystałam sprawdzony przepis własnego autorstwa, polegający na:

- zeszkleniu na oliwie cebuli i czosnku, z grubsza posiekanych

- dodaniu pokrojonych w ósemki pomidorów (w całości)

- dorzuceniu połamanych gałązek bazylii, tymianku, rozmarynu oraz nieco chili

Wszystko to pyrkało sobie w wielkim garze aż do uzyskania zupełnej rozciapy, którą następnie przetarłam przez sito staromodną łyżką drewnianą. Ustrojstwo pt. przecierak, a przynajmniej posiadany jego egzemplarz, okazało się totalną klęską myśli technicznej. Tradycyjne sposoby rules! Następnie zagotowałam otrzymany dość rzadki przecier, przelałam do obsesyjnie starannie przygotowanych słoików (mycie płynem do naczyń w gorącej wodzie, wyparzanie wrzątkiem, suszenie w rozgrzanym piekarniku), postawiłam do góry dnem, by się zassały, a teraz pasteryzują się w piekarniku.

9 porcji pysznej zupy pomidorowej na zimę gotowe 🙂

pomidory

W CSW Zamek Ujazdowski miały miejsce II Targi Książki Kulinarnej. Udało mi się dotrzeć na nie dopiero w niedzielę, a więc w ostatnim dniu. Targi zbiegły się z Zielonym Jazdowem, cyklicznym targiem ekologicznym. Wystawców nie było wielu, ale za to doborowych. Biblioteczka wzbogaciła się o trzy pozycje, a lodówka o sporo więcej. 🙂 Najbardziej żałuję jadowicie fioletowych kalafiorów, które zniknęły ze stoiska p. Majlertów w ciągu kilkunastu minut. Znalazłam tylko jedną różyczkę i uwieczniłam, bo warta prezentacji. Oprócz tego marchew w wielu kolorach, kwiaty nasturcji (o zdecydowanym, lekko piekącym smaku), pasiaste cukinie...

marchew nasturcja zdj�cie

Po tym, jak pracowicie taskałam świeże karczochy z Rzymu, możliwość zakupienia ich w Warszawie jest wiadomością dnia. Te konkretne pochodzą z gospodarstwa p. Majlertów. W sklepach można wprawdzie dostać karczochy w zalewie, ale ja zdecydowanie wolę świeże. Przyrządzam je po prostu gotując w lekko osolonej wodzie, a potem podaję polane oliwą i posypane zieloną pietruszką. Zamiast oliwy można je polać rozpuszczonym masłem z dodatkiem bułki tartej.

karczokarczochycuki

Po Sezonowej Akcji Zakupowej 6, która eksplorowała bazarek na Wiatraku, dostałam zajawki na takie zakupy 😉 Od prawie 14 lat mieszkam w okolicy jednego ze starszych warszawskich bazarków, ale bywałam na nim baaardzo rzadko. Od trzech weekendów, w sobotni poranek, zaopatrzona w dwie lub trzy siatki zanurzam się w fascynującej krainie płodów rolnych prosto od chłopa. Sam bazarek, na rogu Wałbrzyskiej i Puławskiej ma swoją nieformalną forpocztę (lub ariergardę, zależy od której strony się przybywa) w postaci różnej wielkości kramów, kramików i po prostu siateczek, które usytuowały się wzdłuż ocienionego starymi drzewami nieużytku wzdłuż Puławskiej. To tu właśnie stoi sympatyczna starsza pani z nabiałem oraz warzywami z własnej grządki - dziś kupiłam u niej twarożek domowej roboty, śmietanę i mleko na zsiadłe. Mleko aż kremowe od tłuszczu, śmietana pyszna, gęsta, lekko kwaśna. Jak u babci 🙂 . Do tego pierwsze gruntowe pomidory - na tyle gnomowate, że nie ma szansy, żeby były pryskane i z giełdy 😀 Ruszam dalej. Pan z warzywami - kwiaty cukinii, obok całe skrzynki młodziutkiej żółtej i zielonej - wyglądają jak małe cygara albo zeppeliny. Ma też skrzynkę papierówek (szarlotka...)  Obok staruszek - trochę fasolki, pęczki majeranku i mięty, młoda czerwona cebulka. Starsza pani z dwoma bukiecikami hortensji. Para z jajkami - kupione w u nich przy pierwszej wizycie 10 sztuk pożarłam w 2 dni - duże, o intensywnie żółtych żółtkach - mniam.  I tak idąc sobie powolutku kupiłam jeszcze pęczek marchwi, kilka jabłek Genewa (pyszne), i dotarłam do samego bazarku. Zaraz na początku obowiązkowa wizyta w sklepiku sympatycznej polsko-syryjskiej pary - arabskie sery (labna w kulkach, w oliwie...), kawa z kardamonem, irańska herbata. Krótka wymiana uprzejmości w ramach ćwiczeń praktycznych z arabskiego i ruszam dalej. Bo dalej stoi pan z chlebem. Jest tylko dwa dni w tygodniu, ma znakomite pieczywo, w tym wielkie, okrągłe bochny o grubej, chrupiącej skórce. I rogaliki z miodem i sezamem, chałki, chleb żytni (dziś mnie ubawił twierdząc, że to chleb bezglutenowy). I tak sobie meandrowałam przez godzinkę, tu kupując wiśnie, tam czarne pomidory. Za wszystko zapłaciłam połowę tego, co w zwyczajowym miejscu zakupów, czyli w warzywniaku u zdziercy, a przyjemność niewspółmierna 😉

Wiem, że to zabrzmi jak truizm, ale po miesiącach jedzenia tekturowych pomidorów nie mogę przestać zachwycać się obfitością świeżych produktów 🙂 Wczoraj, w ramach Sezonowej Akcji zakupowej pod wodzą Pawła Lorocha eksplorowaliśmy bazarek przy Rondzie Wiatraczna. Teren mi nie znany, ponieważ mieszkam na drugim końcu miasta, więc z tym większą ciekawością i zachwytem znalazłam to miejsce jako nie tylko róg obfitości niepowtarzalnych produktów, ale również pełne ludzi życzliwych, chętnych do pomocy, podzielenia się doświadczeniami, pełnych humoru i kontaktowych. Dwie godziny wędrówki minęły jak z bicza strzelił, a tylko niewielki udźwig zmusił mnie do ograniczenia zakupów. Fascynujący straganik przemiłej rodziny spod Otwocka, która specjalizuje się w pomidorach (18 gatunków!!!) był moim zdecydowanym faworytem.

pomido

Dziś za to znajoma przywiozła mi mnóstwo zieleniny od Majlertów - jestem w niebie: kwiaty cukinii, sałata rzymska, fenkuł, radicchio, jarmuż, pak choi... to będzie piękny tydzień 🙂 Przepis na smażone kwiaty cukinii już w zakładce Dania główne.

dostcuki

No i znowu nadszedł czas przetworów 🙂 10 słoików czereśni z wanilią już zimuje w piwnicy, a na kuchence pyrkają obecnie dwa gary truskawek - jedne z anyżem, a drugie z pieprzem (te z pieprzem chyba będą nieco pieprznięte 🙂 , bo jakoś mi się sypnęło tak od serca). W tym roku nie planuję takiego szaleństwa, jak w poprzednim (ponad 80 słoików), głównie dlatego że mimo czynionych starań nie zdążyłam zjeść wszystkiego. W tym roku więc delikatnie - czereśnie, truskawki, w planie wiśnie i na pewno pomidory.

Te ostatnie sprawdzają się fenomenalnie na szybką zupę pomidorową - więc co najmniej 10 kg w tym roku trafi do przetworów.

Przed...                                                                 i po 🙂

truskDZEm

Nie ukrywam, większość szybkich dań w mojej kuchni, takich, które nie są po prostu porcją ugotowanych lub upieczonych warzyw, opiera się na makaronach. Makaron to strasznie fajny wynalazek, a ilość dostępnych jego odmian - zwykły, razowy, gryczany, żytni, z dodatkami (szpinakowy, pomidorowy, grzybowy, z sepią), bezglutenowy, i tak dalej, i tak dalej.

Pasuje do mięsa, warzyw, nawet owoców. Na słono, ostro, słodko, jako dodatek, danie główne, deser, szał by night, makaronowe party 🙂

Dziś proponuję dwa dania. Wielki włoski klasyk: aglio, olio e peperoncino, czyli z czosnkiem, oliwą i chili oraz pyszny makaron z ziołami, który lata temu jadłam w jednej z warszawskich restauracji i do dziś za nim szaleję 🙂

Dwie generalne uwagi (do tych i innych potraw)

1. Czosnek smażymy na średnim ogniu i nie pozwalamy mu się przypalić. Zbrązowiały czosnek jest gorzki i nie nadaje się do jedzenia. Jeśli już nam się przypali, należy go delikatnie zebrać suchą łyżką i wyrzucić.

2. Przy obróbce papryczek chili należy zachować dużą ostrożność. Najostrzejsze są białe nasionka i należy je wyrzucić. Po skończonym krojeniu d o k ł a d n i e wyszorować ręce i paznokcie (również pod paznokciami), a wcześniej absolutnie nie dotykać oczu albo śluzówek.

dwa

Niedawno moja koleżanka zwróciła mi uwagę, że wrzucane tu przepisy są "takie skomplikowane". Celna uwaga. Dlatego w najbliższym czasie postaram się zamieścić trochę przepisów na szybkie i proste potrawy, które można przygotować dosłownie w kwadrans z kilku podstawowych produktów.

Będąc fanem gotowania i najdziwniejszych nawet składników, zgromadziłam mnóstwo rozmaitości, wyszukiwanych w sklepach w Europie i na Bliskim Wschodzie, korzystając z uprzejmości znajomych, którzy dokonywali zakupów w egzotycznych miejscach i ściągając rozmaitości via internet. Dlatego też przepis "weźmij żmijowy język i proszek z korzenia paproci drzewiastej" nie budzi we mnie popłochu, a jedynie każe się zastanowić, w którym z tuzinów słoiczków owe ingrediencje upchnęłam 🙂

Oczywiście żartuję, ale żyjąc w tym świecie od wielu lat czasem zdarza mi się po prostu nie uwzględniać faktu, że spora część ludzkości ma w lodówce masło i serek topiony, a z przypraw sól i pieprz, jak dobrze pójdzie 😉 .

Jednak myślę, że niezależnie od stopnia zaawansowania w sztuce kulinarnej oraz w dobie absolutnej dostępności wszystkiego jest pewien zestaw składników, który każdy powinien posiadać. Na przykład (oczywiście w zależności od preferencji i gustu):

- 1 lub 2 rodzaje makaronu

- butelkę oliwy

- pieprz, paprykę lub chili, pieprz cayenne

- 2 - 3 rodzaje suszonych ziół (np. prowansalskie, bazylia, tymianek)

- kartonik sosu pomidorowego

- główkę czosnku lub czosnek suszony

- puszkę tuńczyka

Taki zestaw gwarantuje, że nawet początkujący kucharz w razie głodu może sobie w kilka minut przygotować smaczne danie, bez konieczności konsumowania zupek chińskich, sosów z torebki lub fast fooda. Zachęcam do komponowania własnych "zestawów awaryjnych". 🙂

spices

Dziś w menu jedno z warzyw, które mnie zachwycają nie tylko smakiem, ale przede wszystkim aparycją - kalafior romanesco. Ma tak zwariowany wygląd, że aż trudno mu się oprzeć. Towarzyszą mu moje ulubione grzyby - kurki w tarcie na kruchym spodzie.

obcy kurki

Małe okrągłe cukinie - w sam raz, by wypełnić je farszem i zapiec lub ugotować na parze.

cukin