Azory - Wyspy Jastrzębie
Na mapie dziewięć małych kropek nieco na lewo od Półwyspu Iberyjskiego. W realu archipelag 9 wulkanicznych wysp odległych 1500 km od wybrzeży Portugalii, acz formalnie przynależących do tego kraju. Odkryte w XV w. przez portugalskich żeglarzy, z krótkim epizodem panowania hiszpańskiego. Sao Miguel, Santa Maria, Terceira, Sao Jorge, Graciosa, Pico, Faial, Flores, Corvo.
Nie sądziłam, że są jeszcze takie miejsca w Europie. Nieskażone, niezepsute, naturalne. Bez wielkich hoteli, sklepików z tandetą, tysięcy turystów. Za to zapierającymi dech w piersiach krajobrazami porośniętych lasami kryptomerii japońskiej zboczami wulkanów, jeziorami w kalderach, gorącymi źródłami, stadami pasących się krów, górskimi serpentynami - no i oceanem.
Na Azorach nie ma drapieżników, jadowitych gadów czy owadów, nawet komarów. Klimat jest łagodny, choć niebo często zasnute jest gęstymi chmurami, a w wyższych partiach wysp zalega mgła. Przez nią nie dane było mi zobaczyć jednego z najpiękniejszych miejsc na Sao Miguel - Lagoa da Fogo.
Ziemia i woda nie były nigdy skażone chemią, zwierzęta hodowane są w warunkach naturalnych. Azory słyną z wołowiny oraz nabiału - sery (boskie!!! - mój ulubiony Nova Acores, czy Sao Jorge), masło, jogurty. Ryby i owoce morza, ananasy, melony, bataty... Ostatnie w Europie plantacje herbaty, małe winnice produkujące słynne verdelho, likiery owocowe. Kawa Delta w malutkich filiżankach. Bolos levedos - drożdżowe podpłomyki pieczone na glinianych patelniach. Zakochałam się w Azorach.
Sao Miguel - największa z wysp
Okolice Lagoa das Furnas, gdzie ziemia jest rozgrzana, bulgoczą gorące źródła, ze szczelin wydobywają się siarkowodorowe opary, a miejscowi mają darmową kuchnię na świeżym powietrzu. Te kopczyki kryją w sobie garnki z miejscową potrawą cosido - mieszanką różnego rodzaju mięs, kiełbasek i warzyw, które zakopuje się w przygotowanych dołach na kilka godzin. Smakuje nieźle, choć jest trochę mdłe, ale mięso jest soczyste i miękkie, no i ten siarkowodorowy posmaczek 🙂
Miejscowość Furnas, gdzie w Ogrodzie Botanicznym po raz pierwszy w życiu widziałam paprocie drzewiaste.
Plantacja herbaty Gorreana i plantacja ananasów Arruda
Zapierające dech Lagoa das Sete Cidades i hortensje, które rosną tam wszędzie. Jęzory lawy porośnięte lasem...
... i zapierający dech wrak szwajcarskiego hotelu w stylu alpejskim przy punkcie widokowym
Krowy we mgle
Port w Ponta Delgada - moje pierwsze zetknięcie z Atlantykiem
Terceira, czyli Trzecia
Stolicą Terceiry jest Angra de Heroismo, pełne uroku miasto kolorowych domków i krętych uliczek.
Azorczycy dużą czcią darzą Ducha Świętego, a jego kult odbywa się w tzw. imperiach, czyli niewielkich kapliczkach, których jest mnóstwo.
Terceira jest uroczym patchworkiem pól poprzedzielanych kamiennymi murkami
Na wyspach wciąż jeszcze uprawia się winorośl i produkuje wina, choć odwiedzona przez nas winnica o ponad stuletniej tradycji ma wkrótce zostać zamknięta. Starsze pokolenie nie daje już rady w niej pracować, a młodsze nie jest zainteresowane ciężką pracą. Winogrona sadzi się w dość wysokich kamiennych "obudowach", które chronią krzaki przed wiatrem oraz kumulują ciepło.
Graciosa, czyli Łaskawa
60 km od Terceiry leży nieduża Graciosa. Każda z widzianych przeze mnie wysp, choć leżą relatywnie niedaleko, ma własny charakter, odmienną roślinność, rzeźbę terenu, zabudowę. To jedna z rzeczy, za które pokochałam Azory. Terceira jest bajecznie kolorowa. Na Graciosie wszystkie budynki są białe. Środek wyspy zajmuje wielka kaldera z niesamowitą jaskinią polawową, a dojeżdża się do niej tunelem, który przebija zbocze wulkanu. Graciosa słynie z uprawy melonów, nie jestem amatorką, ale ten zielony grubasek własnoręcznie zerwany na polu (za 1 euro) był cudownie słodki i sycący.
Jest też polski akcent na Graciosie. W 1929 r. na wyspie rozbił się samolot Orzeł Biały, którym Ludwik Idzikowski i Kazimierz Kubala odbywali druga próbę przelotu nad Atlantykiem ze wschodu na zachód. Pierwsza próba, rok wcześniej, zakończyła się niepowodzeniem. Niestety, tym razem awaria samolotu zmusiła ich do lądowania na Azorach. Nie zauważyli murków otaczających pola i samolot kapotował po zderzeniu z jednym z nich. Idzikowski zginął na miejscu, Kubala przeżył katastrofę. W miejscu rozbicia się samolotu mieszkańcy Graciosy postawili krzyż. (mały biały punkcik mniej więcej pośrodku zdjęcia, niestety był zbyt daleko, nawet przy zoomie)
Azory słyną z wizyt wielorybów, a Graciosa ma własnego 🙂
Azory, pewnie dzięki temu, że leżą tak daleko uniknęły losu miejsc, które zmieniły się w jeden wielki kurort. Nie ma tłumów na ulicach, tandety i kiepskiego jedzenia, a ludzie sobie ufają. Za śmieszne pieniądze można zjeść znakomity posiłek, popić go winem i kawą. Grupką 8 osób poszliśmy na obiad do malutkiej, rodzinnej knajpki, w której sprzedaje się ryby złowione rano przez dziadka, befsztyki wielkości kartki A4, frytki obierane i krojone również przez dziadka. Lokalik bezpretensjonalny, z papierowymi obrusami, kotem kimającym pod menu, 3 potrawami do wyboru i sympatyczną obsługą. Wpadliśmy na lunch o 13,a wyszliśmy o 19. W międzyczasie gospodarze chcieli udać się na sjestę, która obowiązkowo odbywa się między 15 a 18. Ponieważ jednak goście, czyli my, objedzeni jak bąki i opici morzem wina i kawy, bawili się znakomicie, właściciele zostawili nam knajpę i poszli spać. Za 8 obiadów, kawę i nie wiem ile wina zapłaciliśmy w sumie 80 Euro.